Firmy transportowe, a właściwie ich pracownicy mają czasami ciężko. Mój chłopak kiedyś w takiej pracował. Pewnego dnia musiał przetransportować chyba z dziesięć różnych ciężkich kominków. Wrócił do domu całkowicie wyczerpany.
Transport pieców wolnostojących nie był łatwy
Problem nie stanowiło samo przewiezienie, ale jeszcze noszenie tych elementów. Kominek wolnostojący waży niemało. Mimo że nosili je z kolegą, to oboje padli po tym dniu na łóżko. Przynajmniej tak mojemu chłopakowi potem kolega opowiadał, że on też już nigdy nie spojrzy przychylnie na kozy kominki. Dźwigali całkiem spory kawał te ciężkie piece wolnostojące, bo komuś zachciało się otworzyć sklepik z nimi. Pech chciał, że był jakiś problem z dostawą, a one były potrzebne na już. Sprawiono więc, że piece kozy stały się towarem przewożonym przez panów kurierów. Przewieźli je jakimś cudem jednym samochodem, a później wspólnie rozpakowali. Jeden człowiek nie dałby rady sprawić, aby kominek koza znalazł się w miejscu przeznaczenia. Może dałoby się go unieść, ale po dziesięciu takich sprzętach kierowca zamiast siąść za kierownicę powinien zrobić sobie solidną drzemkę. Właściwie po tym zleceniu panowie tak właśnie zrobili. Dokończyli jakimś cudem dzień pracy, a po powrocie padli na łóżko i spali do rana. Mój chłopak wyłączył się i nie odbierał telefonu aż do następnego dnia rano. Na szczęście tak dużo nie wydzwaniałam, bo wiedziałam, że jak telefon milczy, to znaczy, że śpi. Miał w zwyczaju robić sobie takie drzemki po pracy.
Kiedy usłyszałam o tych piecach, przestałam się temu dziwić. Czasami fizycznie można się wykończyć, nosząc takie ciężkie i nieforemne rzeczy.